Jestem mamą jednego chłopca.
Szymon urodził się 21.02.2012 magiczna data – odczytajcie ją od tyłu, wyjdzie to samo.
Od 18 lat leczę tarczycę niedoczynność i Hashimoto. O mojego synka starałam się przez 8 lat. To była długa i trudna droga pełna stresu, łez, załamania, utraty nadziei… Jak również oddalenia się od samej siebie. SOBĄ BYĆ… no właśnie, żeby być sobą trzeba żyć w zgodzie ze swoim sercem, a nie według pragnień innych.
Przeszkodą w zajściu w ciążę były moje problemy z tarczycą i hormonami. Do tego też kilka problemów zdrowotnych taty Szymka. Badania, zabiegi, leczenie, dwie nieudane inseminacje (o których wtedy było mi wstyd mówić). Naciski partnera na in vitro, bądź ewentualną adopcję ( na które i tak nie było nas stać, ani nie były zgodne ze mną).
Z czasem zrozumiałam, że przez te 8 lat starań ja tak naprawdę nie byłam gotowa na dziecko. Miałam inne potrzeby, które nikogo nie interesowały. Nie byłam gotowa na przyjęcie roli mamy i wzięcie odpowiedzialności za cudze życie. Słabo radziłam sobie ze swoim.
Dopiero w chwili, gdy odpuściłam, gdy się zbuntowałam (bo inaczej się nie dało), gdy zaczęłam żyć dla siebie i być w pełni sobą, robić to co lubiłam i na co miałam ochotę, a nie spełniać cudzych oczekiwań… W pewnym momencie poczułam, że jestem gotowa, ale nie chciałam niczego na siłę. Pomyślałam, że będzie co ma być. Widocznie nie jest mi dane doświadczyć macierzyństwa. Przecież można spełniać się w innych dziedzinach i czerpać radość z życia.
Aż tu pewnego dnia na teście pojawiły się dwie kreski, bez ingerencji leków i różnych zabiegów. Zaczął się nowy rozdział i prawdziwa szkoła życia.